Spadochroniarz!
Powinnam była już dawno to
napisać, ale musiałam ochłonąć, zebrać myśli, które chcę napisać. Za dużo emocji było, bo moje marzenie spełniło się! Dokładnie 17 sierpnia 2013 roku skoczyłam
ze spadochronem!!! Co prawda w tandemie, ale na razie tylko tak się dało. Mam
nadzieję, że jednak uda mi się uzbierać pieniądze i w przyszłości sama siądę na
progu Cesny i skoczę. Trzymajcie za mnie kciuki!
Zacznę od początku, jak to się
stało, że się udało? Pewnego poranka przeglądając rano w pracy Internet, robiąc
tak zwaną prasówkę otrzymałam na skrzynkę mailową newsletter Groupona.
Zazwyczaj go kasuję, ale jakoś – coś mnie tknęło. Patrzę i widzę promocja, skok
tandemowy za 499zł! Nawet nie wyobrażacie sobie jak serce podskoczyło mi do
gardła, zaczęło szybciej bić, a krew w moim ciele zrobiła się jeszcze bardziej
czerwona i gorąca. Nie wiele myśląc złapałam za telefon i postanowiłam
sprawdzić czy oferta jest prawdziwa, czy warunki są na pewno w porządku. Miła
Pani uspokoiła mnie, że wszystko jest jak najbardziej realne, wystarczy kupić
grupon i do końca sierpnia przyjechać na lotnisko, a potem po prostu skoczyć.
Totalnie zakręcona i z uśmiechem
na ustach postanowiłam nie czekać. Oszczędności na studia w tamtym momencie
przestały mieć znaczenie – wiedziałam, że szybko taka okazja może mnie nie
spotkać, a na pewno w najbliższej przyszłości. Co ciekawe, skok jak on wygląda,
co się czuje itd. śnił mi się już od paru nocy. Budziłam się ze smutkiem i
świadomością, że jeszcze nie teraz, a tu nagle taka okazja! Moje gorączkowe
myślenie i radość zgasła w kolejnej sekundzie… pojedynczych grouponów już nie
było. 200 kuponów sprzedało się w ciągu godziny! Byłam w totalnym szoku i
smutek ogarnął mnie niesamowity.
Jednak nie mogłam sobie odpuścić,
zadzwoniłam ponownie do Pani. Okazało się, że mają promocje. Co prawda 70zł
drożej niż z Grupona, ale w sumie co to jest za różnica skoro i tak miałam
oszczędzić 350zł? Długo nie zwlekałam. Zadzwoniłam do mego kierowcy i
towarzysza wyprawy, aby potwierdzić termin i puściłam zaliczkę! Półtora
tygodnia czekałam na to, by TA sobota w końcu nadeszła. Rodzicom, bliskim nic
nie mówiłam. Miała być tajemnica i była chociaż mój tata wpadł, że coś
kombinuje i domyślił się co planuję zrobić (wydał się dopiero w niedzielę,
kiedy trzymał w dłoni certyfikat), bo wcześniej często mówiłam, że muszę
skoczyć.
Rano byłam podniecona i w ogóle niezestresowana.
Spałam bardzo dobrze chociaż myślałam, że nerwy mi na to nie pozwolą. W drodze
na lotnisko w Przasnyszu noga tańcowała nie ze strachu, ale ze
zniecierpliwienia! Chciałam już tam być, założyć kombinezon i polecieć do góry.
Uśmiech nie schodził z mej twarzy. Z racji mojego wzrostu i małej wagi
otrzymałam pierwszy spadochroniarski pseudonim – Maleństwo. Skok odbywałam ze
Zwierzem i Krzychem. Zwierz miał mnie na kolanach, Krzychu testował kombinezon
i mieliśmy złapać się w locie za ręce. Niestety nie udało się, choć nie wiele
nam zabrakło. Mój brak siły ruszenia ręką w powietrzu i jego zły lot nam to
uniemożliwił.
Krótkie szkolenie na dole, na
sucho. Wszyscy zdziwieni, bo ja uśmiechnięta od ucha do ucha, cały czas radosna
i zero objaw strachu. I te ciągłe pytania: nie boisz się ani trochę? Uwierzcie,
naprawdę się nie bałam! Jestem nienormalna? Możliwe! A może po prostu to mój
żywioł, moja prawdziwa pasja? Tam na górze czułam się wolna i taka… szczęśliwa.
Kiedy wsiadłam do samolotu Cesna poczułam, że to moja chwila. Miałam w głowie
to co sobie na te chwilę szykowałam. Przemyślenia i dwie drogi. Chciałam podjąć
tam na górze decyzje i w ogóle parę spraw miałam do załatwienia tam.
Buzia mi się nie zamykała.
Zwierzu cały czas mnie dopingował, poznałam go raptem 15 minut wcześniej, a
czułam się jakbym znała go wieki! Genialny człowiek, mój bohater! Nakręcona na
maksa usłyszałam zdanie klucz: „Jak usiądziesz na progu samolotu, pokażesz że
się nie boisz choćbyś miała pełne gacie. W głowie zrobi się reset, nie będziesz
myślała o niczym” – miał rację. Ta miła pustka w głowie i poszłam w niebo, bo
chmur nie było. Na górze -2 stopnie, z każdym „zlecianym” metrem było cieplej i
słońce ocieplało mi twarz. Pęd powietrza, 200km/h, 4000 metrów i ja 40kilku
kilogramowy człowieczek w akcji! Nie potrafiłam ruszyć nogą i ręką, bo nie
miałam siły w pierwszej fazie lotu swobodnego (minuta), potem 9 minut lotu.
Skręty, machanie nogami, krzyk radości i ten głęboki oddech świeżego powietrza!
Genialne uczucie!
Nie potrafię opisać, co czułam…
Mam łzy w oczach, kiedy to piszę ze szczęścia. To co przeżyłam, jaki ten dzień
i skok był pozostanie w mojej pamięci na zawsze. Zwierzu: - To co zostanie Ci w głowie, nikt Ci nie zabierze. Nie
zabierze! Mam je w głowie, sercu i na zdjęciach, filmie. Moje marzenie się
spełniło, ale nie czuję pustki, smutku… Bo ja wiem, że będzie ten kolejny raz.
Musi!!!
Wow, serdeczne gratulacje! Cieszę się, że mogła Pani zrezlizować swoje marzenie, serdecznie gratuluję! Teraz tylko zmiana logo na blogu (bo wszak już nie "przyszły" spadochroniarz z Pani ;) ? ) i kontynuacja skoków.
OdpowiedzUsuńPoważnie > I nic się wcześniej nie chwaliłaś ? Wow jestem pod wrażeniem i gratuluję spełnienia marzenia :) Wspomnienia - niesamowite zresztą - zostaną na zawsze. Bardzo się cieszę, miło jest czytać takie wpisy :))
OdpowiedzUsuń